poniedziałek, 21 stycznia 2013

#1

Nie nazwałabym tego wielkim powrotem. Wracam do swojego świata. Świata, w którym moje stopy czują ukojenie na pewnym gruncie. Świata, w którym tlen jakim oddycham na co dzień, jest o wiele mniej gęstszy od tego w innej otchłani. Tutaj odnalazłam siebie, tutaj zrozumiałam błędy, tutaj wydoroślałam, tutaj nauczyłam się być człowiekiem. To miejsce jest magiczne. Sprawiło, że moje serce znów poczuło słodki smak miłości, a rany po każdym wbitym sztylecie w plecy, zabliźniły się, zostawiając lekki zarys przeszłości - fundamentu obecnej otchłani mojego umysłu. Dzięki rzeczywistości, którą tworzyłam sama, nauczyłam się żyć i poznałam znaczenie marzeń. Powrót do przeszłości? Codzienność. Zrozumiałam, że każda porażka ma swój cel, a nadzieja powinna być tylko wtedy, gdy oddychamy. Czy marzenia są osiągalne? Sądzę, że tak. Nasuwa mi się teraz wiele pytań, na które nie potrafię po raz kolejny udzielić poprawnej odpowiedzi. W mojej głowie powstała wizja. Wizja horyzontalnej otchłani szczęścia. Próżnia, której bezdenność jest miarą euforii. Perfekcja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję ♥

na pewno się odwdzięczę ♥